Tematy:

piątek, 16 sierpnia 2013

Kilka słów o miłości...

Czy istnieje coś takiego jak obiektywny film dokumentalny? Na to pytanie trudno jest odpowiedzieć choćby przez wzgląd na to, że jako odbiorca zawsze będę w jakimś procencie emocjonalnie związana z tematyką filmu. Będę przesiąknięta tematem w sposób mniejszy lub większy.

Paradoksem próby podjęcia obiektywnej oceny jest w efekcie ocena subiektywna.

W środę miałam przyjemność obejrzeć film "Miłość" i przyznam, że wywołał on we mnie bardzo ambiwalentne odczucia.

Z jednej strony, czytając wcześniejsze recenzje byłam przekonana o innej jakości filmu. Z drugiej jednak pokazywał on relacje jednocześnie piękne, trudne i złożone, co nigdy nie jest zabiegiem wdzięcznym w realizacji.

Zespół "Miłość" powstał w czasach gdy nie było mnie jeszcze na świecie, temat nie dotyczy więc muzyki mojej młodości. Bardzo natomiast cenię sobie twórczość Leszka Możdżera i to przez wzgląd na jego postać wybrałam się do kina. Byłam ciekawa początków jego muzycznej kariery, tak odmiennych w stosunku do dziś.

Film o "Miłości"? Jestem na tak. Trzeba oddać cześć muzykom, którzy tworzyli nurt muzyczny zwany yassem. Nie wiem tylko czy publiczne pranie brudów po tylu latach od zawieszenia działalności zespołu ma sens. Nie wiem również czy sens ma leczenie relacji, które przewlekle chorują od dawna.

Film pozostawił we mnie poczucie tego, że miłośc do nienawiści dzieli bardzo krucha ściana i przebić ją jest czasem bardzo łatwo, a chęć wybudowania nowej staje się kwestią dość problematyczną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz